sobota, 2 listopada 2013

nostalgicznie. spokojnie.

Nostalgia. I wcale nie jesienne przesilenie, a jakiś wewnętrzny smutek. Niewiele potrzeba a się pojawia. Nie wiedzieć skąd. Nie wiem gdzie zmierza. Zazwyczaj w dobrą stronę.
W ten jesienny wieczór postanowiłam zasiąść z komputerem na moim balkonie, przy lampce wina, wśród tlącej się świeczki lampionu, słucham jak klikają klawisze w komputerze, jak ostatnie liście szumią na drzewach wokół a małe kropelki deszczu tańczą dookoła radośnie stukając o parapety mieszkań. Niby gwar miasta, a jednak cisza z dala od całego zgiełku. Nostalgicznie pięknie. Spokojnie.



piątek, 9 sierpnia 2013

za wysokim murem ja

Dzisiaj nostalgicznie.
Otoczona murem. 
Wysokim i szerokim.
Ciężko go przebić.
Nikt nawet nie próbuje.
A i ja nie daję rady.
Za dużo cementu, za grube cegły.
Dookoła mnie jak gruba bańka mydlana.
Nie do rozbicia.
I sama z tym sobie poradzić nie dam rady.
Ciekawe czy mnie widać zza muru.
Czy bańka jest weneckim lustrem, gdzie ludzi dookoła widzę tylko ja?

***

...

sobota, 3 sierpnia 2013

urlop rozpoczęty

Takie poranki to ja lubię. Pogoda jak marzenie, nastrój tez w porządku. Wiele składników ma ten stan....
Po pierwsze, URLOP! Długo wyczekiwany, upragniony. Mimo braku planów, cudownie, że mogę sobie odpocząć. 3 tygodnie cudownej sielanki!
Po drugie, remont balkonu zakończony, czas na to, co tygryski lubią najbardziej a mianowicie urządzanie.... Regał kupiony. Podobnie jak stolik i kilka akcentów dekoratorskich. Krzesła miałam. Mata wiklinowa na balustradę już zamówiona.
Zostały do kupna kwiatuszki, tuje, donice i można cieszyć się otoczeniem. Na szczęście dookoła mnie mnóstwo zieleni. Cisza, spokój. I kto by pomyślał, że to środek miasta. No to tyle w tym zakresie, na foto przyjdzie czas. Teraz pławię się w słoneczku.... 

***

To też czas się wziąć za siebie. Od wczoraj Chodakowska ponownie będzie zawładać moim ciałem. Mam 3 tyg, na poprawę stanu bytu. I tak się stanie :)

środa, 24 lipca 2013

po dłuższej przerwie, letnia atmosfera


Już dawno mnie nie było w świecie wirtualnym, nawet zaczęłam się odzwyczajać... tak, ja wieczny internauta, zaczęło mi nie przeszkadzać, że nie mam dostępu do sieci. No ale już wróciłam, więc piszę :)


***

Wakacje, lato, słoneczko, aż żyć się chce. Nawet fakt, że nie mam urlopu, a raczej mój urlop czeka na swój czas, z racji braku zastępstwa w pracy (zastępstwo na l4 jest...), jakoś nie jest obciążającym na mojej psychice. Dobrze, że lubię swoją pracę :) 
Za to w weekendy wykorzystuje jak się da. Ostatnio zawitałam na polskiej wsi, wspaniałej, pachnącej tym czym wieś pachnie :)  Zatem wypoczęta mogłam wrócić do pracy. I kolejny tydzień mija... 
Już niebawem czeka mnie strojenie balkonu, bo na ten moment remont... będzie pięknie... :) 

foto dropgirl





sobota, 15 czerwca 2013

sens.

To nie będzie najweselszy tekst. Pochłonięta lekturą Malemena, o śp. Marku Jackowskim, zdałam sobie sprawę, jak życie potrafi być krótkie. Jak człowiek jest nieświadomy tego co dookoła. Nie, to nie brednie. Bo przecież ile razy zastanawiałam się, co ze mną będzie, jak już mnie tak naprawdę nie będzie? Ja osobiście, wiele razy. Ostatnio jednak uderzyło we mnie coś o wiele silniejszego niż byłabym w stanie sobie wyobrazić.

Wszyscy cieszyli się na ten dzień. Wielkie przygotowania. Zaproszenia już rozdane. Sukienka i garnitur zamówione, sala również wybrana. Nawet auto, "nie byle jakie". Radość wszechobecna. Odliczanie rozpoczęte. 6 miesięcy. 3 miesiące. Miesiąc. Coraz gorętsza atmosfera. 3 Tygodnie. Sukienka odebrana. Ostatnie ustalenia również poczynione. Lista gości zamknięta. 2 tygodnie. Śmierć przyszła niespodziewanie. Rankiem. Ona. Nie, nie Panna Młoda, a ktoś bardzo Jej bliski. Babcia. Najbliższa z bliskich. Zemdlała. Umarła w ramionach swojego najukochańszego męża. Niespodziewanie. Nie doczekała ślubu swojej ukochanej wnuczki. I kiedy tak leżała w otwartej trumnie, nieświadoma już niczego, sama zdałam sobie sprawę, jak człowiek jest nieświadomy swojego życia. Jak bezwładny jest po śmierci. Leży nic nie czując. Bezwładnie. Bez czucia. Bez emocji. Wszyscy dookoła zalewają się łzami. Nie dowierzając, że jak to, tak nagle? Tu teraz? Jeszcze chwilkę wcześniej mogliśmy się razem cieszyć z przygotowań do tak ważnego dnia. A teraz widzimy koniec drogi po świecie. Koniec tu, jest początkiem tam... gdzieś. 
Kiedy nastąpił wspaniały dzień, pełen radości, szczęścia, miłości, czuło się obecność Babci. Czuło się spojrzenie, jej uśmiech. Ona tam była. Cieszyła się z nami.
Jaki jest sens istnienia? Chyba taki, że życie jest po to, aby żyć tu i teraz. Bo na to, co później, sami i tak nie mamy wpływu.

czwartek, 30 maja 2013

Pozytywny post.. a co! :)

Podobno jestem optymistką. Z wielu stron dochodzą do mnie informację, że zarażam pozytywnym myśleniem. I chyba coś w tym jest. A wzięło się to z tego, że moja Mama, mimo bardzo energicznego podejścia do życia, jest raczej pesymistką. Narzekać lubi. Widzi same minusy. Pewnie to ma też swoje dobre strony, ale ja obiecałam sobie, że co jak co, ale tego nie odziedziczę!! Wiele zawdzięczam rodzicom.  Miłości, radości, ale i właśnie strachu przed.... no właśnie chyba ryzykiem. Ja, mimo ostrożności, którą we mnie wpajano, widzę szklankę zawsze pełną. Wierzę w to, że jeżeli czegoś bardzo chcemy, to tak po prostu się stanie. Los nam pomaga. Wystarczy tylko w to uwierzyć. I właśnie tym staram się zarażać innych. To może szaleństwo, ale szczerze mogę przyznać, że to działa. Nawet moja współlokatorka zaczęła patrzeć na wszystko bardziej na TAK. Czy kwestia pracy, czy mieszkania. Aż chce się zacytować reklamę: "czujesz jak dobro do Ciebie wraca? " :) Ja czuję. 
Czasami chce się wysłać ludzi do siedmiu wiatrów (chyba tak się mówi), ale spokój nas może jedynie ratować. Lepiej się na tym wychodzi. 
Ostatnio jestem zafascynowana książką "Cztery umowy" don Miguela Ruiz. Świetna, dająca do myślenia. Konieczna pozycja do przeczytania!! :)

sobota, 4 maja 2013

i w sumie po majówce...

To był fajny wolny czas. Troszkę przeplatany. Mimo tego, że nie wyjeżdżałam, odpoczęłam na prawdę solidnie. Nadrobiłam zaległość książkową (o tym może później), napisałam pracę zaliczeniową, nadrobiłam też zaległości filmowe. Fajny czas. 
Przede mną wiele stresów, zatem takie ładowanie akumulatorów, to wspaniała rzecz... 
Tymczasem...

***

Od jakiegoś czasu w sieci pojawiła się informacja o treningu Tabata. Ogólnie, to nie wspominałam, ale już od pół roku walczę ze sobą. Treningi, systematyczność, bieganie, nabranie kondycji. Ćwiczenia może nie siłowe, ale i treningi z Ewą Chodakowską, tak ostatnio modne, są ze mną od roku bodajże. Ćwiczyłam niesystematycznie, ale jednak. Zawsze to jakiś ruch. 
Ale wracając do treningu Tabata. Trwa 4 minuty. Tylko albo AŻ! Wygląda tak: 8 rund po 20 sekund, z przerwami po 10 sekund każda. Niby prościzna... a tak potrafi wypocić, że aż miło! 
Poszperałam w sieci i znalazłam fajny podkład muzyczny:  Muzyka Tabata Przy niej łatwiej ćwiczyć.
4 minuty w ciągu dnia, a mięśnie czuje się przez jeszcze kilka kolejnych. Trening interwałowy, czyli szybkie ćwiczenie, odpoczynek. Pamiętać należy, że w ciągu tych 20 sekund trzeba dać z siebie WSZYSTKO!!!
Polecam. Sama jestem ciekawa rezultatów.


czwartek, 2 maja 2013

Smutasy

Dzisiejszy dzień jest tak nijaki, jak dawno już nie było. Ciężko mi się skupić. Ciężko odetchnąć. Narzekałabym, ale też ciężko. Szaro, buro i ponuro. Sama sobie nie ułatwiam dzisiejszego funkcjonowania. No tak bywa.

***

Pomogłam koleżance w pisaniu pracy zaliczeniowej. Poczułam się jak za dawnych lat (?) studenckich. Fajne to czasy. Od razu człowiek mądrzejszy. Oczytany w temacie. Rozrywka jakaś, jakby nie patrzeć.
Wolna majówka to fajna sprawa, ale jakoś czuję, że więcej dobrego zrobiłabym, jakbym pracowała.
No nie dogodzisz! 
Idę się użalać dalej. Może z książką. Może z herbatą. Może z jakimś filmem. Może.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Słodkie wiosenne lenistwo

Cóż za wspaniały czas nadszedł! Wiosna (chociaż nie tak słoneczna, jakby się chciało), relaks, spacery, odpoczynek i.... wolne :) Zatem majówkę czas zacząć. Planów nie mam. Co roku wyjeżdżałam w tym czasie do Wrocławia. Uwielbiam to miasto. Uwielbiam tych wszystkich ludzi. Klimat. Na samą myśl mam motyle w brzuchu. W tym roku jednak znajomi szykują się do ślubu, zatem są sprawy ważniejsze. Na całe szczęście w maju czeka mnie wieczór panieński, właśnie we Wrocławiu, co na pewno uzupełni brak bycia w tym mieście właśnie na majówce. 
fot. Wyspa Słodowa- Wrocław



fot. Wrocławskie ulice skąpane deszczem... na mnie i tak robią wrażenie


fot. Nocą 


fot. Nocą... 



fot. Najlepsze makarony: "Cegielnia"-POLECAM!

Kocham To Miasto.... Już tęsknię ;) Ale niebawem.... Przybędę.. zdobędę ;)


niedziela, 28 kwietnia 2013

Zmiany, nie wiadomo na co...

Dzisiaj troszkę różnych smutków i niewiadomych...
Od wczoraj wiem o decyzji obecnego właściciela mieszkania, że z dniem 30 czerwca żegnam się z tym miejscem. Wracać do rodziców to najprostsza sprawa, ale przyzwyczaiłam się do mieszkania we własnym pokoju, wracaniem o której tylko mi się chce i robiąc co tylko w głowie się wymyśli. Zatem opcja, mimo, że dobra, to ostateczna.
Poszukiwania rozpoczęte, pierwsze ogłoszenia zamieszczone. Szansą są wakacje, gdzie ludzie kończą studia i zwalniają mieszkania/ pokoje. Zatem jeszcze miesiąc i sytuacja się na pewno wyklaruje :) Ale stres jest, bo jakże by go miało nie być.

http://images.wikia.com/tunele/pl/images/4/46/Znak_zapytania.jpg

***

Przywitała do Nas wiosna. Pomimo, że dzisiaj raczej kalosze i parasol, to moi przyjaciele, a temperatura nie góruje na termometrze, to i tak żyję z jakąś nadzieją, że wszystko się ładnie poukłada. No a jest wyjście? Zapowiedziane miałam, że dla mnie ta wiosna, to czas zmian. Zatem otwieram się na nie. I zaczynam chłonąć :)

niedziela, 24 marca 2013

Wolność słowa?

Tak męczy mnie ta myśl od jakiegoś już czasu. Wszędzie trąbią: wolność słowa, wolność wypowiedzi, demokratyczny kraj. I ładnie to brzmi. Ale do "jasnej ciasnej", jak to jest, że jak KTOŚ postanowi powiedzieć, co myśli, to zaraz wielkie oburzenie całego światka publicznego, że nie, że tak nie można, że wniosek do sądu za obrazę, że.... itd. Więc jak to jest, że się trąbi, że jesteśmy wolnym krajem, że mamy tyle swobód, a jednak zakłada się ludziom kajdany... na buzię, na palce...
Obejrzałam Kubę Wojewódzkiego z Abelardem Gizą i Martą Wierzbicką. Głównie, chodziło mi o Dziewczę, ale szczerze mnie zainteresowała wypowiedź Abelarda. Zrobiło się o Nim głośno, zaraz po tym, jak postanowił skomentować urząd papieski, samego papieża (że puszcza bąki- a kto tego nie robi? ), oraz wyznawców, fanatyków innych religii. Dla mnie żart, jak żart. Ale społeczeństwo postanowiło zrobić wielkie halo! Nie rozumiem, nie pojmuję.
Inną kwestią jest chociażby film Pokłosie, gdzie okazuje się, że to Polacy maczali palce w okrucieństwie na Żydach. I śmiało powiedzieć mogę, że wielu starszych Polaków, którzy żyli w czasach wojennych, mówią to samo! Polacy dokonywali takich samych okrutnych gwałtów na kobietach, bestialsko bili, maltretowali. Nie byli wcale lepsi od Niemców, Rosjan czy Ukraińców. W czasach wojennych nie było lepszych i gorszych. Każdy na wyższym stanowisku był taki sam. A gadanie, że Polskie Obozy Śmierci, to pomyłka językowa, bo jakie one polskie? Jasne: Żydowskie- bo byli tam Żydzi zsyłani. Ale kto ich tam zsyłał? Nikt mi nie powie, że Nasz naród jest taki biedny. Nie po tym, co do tej pory widać na ulicach. Zawiść, gniew, nienawiść do drugiego człowieka. My to mamy we krwi. Więc skoro teraz mamy do czynienia z przepychankami na ulicach, z morderstwami, to dlaczego kiedyś mielibyśmy być takim dobrym społeczeństwem? Żałosna chęć wkładania słów w usta: mówmy o Polakach dobrze, a może ktoś w końcu w to uwierzy.
Zatem jak to jest z tą wolnością słowa? Jest wolność słowa, czy to wszystko gówno prawda? 

niedziela, 17 marca 2013

przedwiośnie..

Często zastanawiam się nad tematyką danego posta. Myśli wiele, chęci również bardzo dużo, a jak przychodzi co do czego, to różnie bywa. To moje pisanie tutaj, bardzo nieregularne jest właśnie tym spowodowane. A obiecywałam sobie, że jak będę miała więcej spokoju, a takie warunki już od dłuższego czasu są spełnione, to będę zasiadała, w grubaśnym swetrze, z wielkim kubkiem naparu i będę tworzyć. Dla siebie, bo przecież nikt nie wie, że tu się coś dzieje. Nikt oprócz mnie. Ale tak się nie stało...

***

może jakaś muzyczka w zamian za ciszę słowną? Wiosennie..energetycznie, pomimo białego puchu za oknem... 




poniedziałek, 11 lutego 2013

Wale(n)tynki?

Co roku ten sam problem. Może nie problem, a poruszany temat "Walentynek". Obchodzić to obciach, amerykańska zachcianka. Czerwone serduszka, kwiatki, róże, słodkie misie, pysie...blech! A ja osobiście ciesze się, że zostało stworzone święto, w którym ludzie nabierają odwagi na wyznanie miłości. Dobry moment jak każdy inny, jednak rozczula mnie widok wzruszonych, nie-obchodzących-walentynek Kobiet, które prawie ze łzami w oczach cieszą się, że ich "wymarzony" pamiętał o tym, że lubią róże a nie frezje. Super. Jak dla mnie rewelacja. Ja się nie wstydzę tego, że obchodzę (jak oczywiście mam z kim) ten dzień z kimś wyjątkowym. W swoim życiu otrzymałam miliony kwiatów... udało mi się trafić na takiego właśnie romantyka. Ale powiem tylko jedno: kwiatki to nie wszystko. :) Nie chodzi o prezenty. Chodzi o osobę z którą się jest. Którą się Kocha. Nie tylko w dzień Św. Walentego. Ale w każdy dzień wspólnego życia. I właśnie tego życzę każdemu zakochanemu i nie: aby każdy dzień zaczynał się od Walentynkowego "Kocham Cię".

wtorek, 8 stycznia 2013

Nowy Roczny

Minęło kilka dni Nowego Roku. Bez postanowień. Bez planów. Jak zawsze. I jak zawsze, jestem zaskakiwana tym, co się przydarza.
Najpierw same dobre rzeczy... zresztą, zawsze staram się odnaleść pozytywy w całokształcie spraw. 
Pochwalę się... wsparłam kulturę, a tym samym portwel producentów filmu Chusta. Bardzo bym chciała zobaczyć chociaż cząstkę tego, z czym ta dzielna Babka musiała się zmierzyć. Ona, jej rodzina i najbliżsi. Udało się uzbierać kwotę, zatem czekam na ekranizację życia. W sumie to nawet ładnie brzmi... :) 
W ciągu dwóch dni połknęłam książeczkę Jenny Downhanm "Zanim umrę". Weszła nawet ekranizacja tej powieści "Now is good"...szkoda, że w polskim kinie nie możemy jeszcze obejrzeć. Fabuła, pomimo swojej przygnębiającej treści, zmagania się z białaczką, jest cudowna. Wspaniale się czytało. Wspaniale się płakało. Lubię książki, filmy, nad którymi chce się zatrzymać, zastanowić, przemyśleć siebie.
Ogólnie ostatnio jakaś nostalgiczna jestem. Chyba jednak wiek robi swoje ;) I pomimo, że w sklepach nie chcą mi sprzedawać alkoholu (dziecięca dusza...dziecięcy wygląd), chyba jestem zbyt dojrzała do rzeczywistości. Przeraża mnie to. Oraz fakt, że chyba troszkę nie pasuję do świata, w którym przyszło mi żyć. Nie poddaję się... nie narzekam... "zaciesz" buzi prawie non stop. Ostatnio często umorusany przez słodkie spotkania z Panem Szarlotką. Fajnie jest się czasami objeść kalorii, tylko po to, aby sprawić innym...no dobrze..i sobie przyjemność :) 
To taki szybki skrót informacji. Jak na początek roku, to chyba sporo.