poniedziałek, 29 listopada 2010

zimową porą....

Chyba czas coś napisać…
Zaczyna się piekielnie śnieżna zima.. tak, to już ten czas… i ja takim niedźwiedzim humorem, żyję sobie z dnia na dzień… Jakoś mi wewnętrznie smutno, ale staram się z tym walczyć, bardzo intensywnie… no cóż zrobić- pogoda nie może mieć wpływu na wszystko…
Jednakże może mieć wpływ na to wszystko również to, że czuję, że oszukuję siebie, innych… nie wiem co ze mną jest. Coś zgasło..coś umarło… zaginęło…. Sumienie mówi jedno, serce mówi coś innego… i jak tu być normalnym człowiekiem? Ciężko!!
Wiem, że niestety są ludzie, którzy mają gorsze problemy, dlatego nie ma co się poddawać… Czas podjąć rękawiczkę..czas zacząć walczyć!!! Aby mi tylko sił starczyło….

piątek, 11 czerwca 2010

Kiedy nadeszły lenie czasy...

Początek lata, był niezbyt przyjaznym czasem dla wielu. Powodzie, w sumie klęska, ciągłe przekrzykiwania się w polityce ( w końcu wybory niedługo) troszkę mogły zasłonić to, co teraz mam za oknem. Ale na szczęście wszystko powoli dociera do jakiejś tam normy, powoli wszystko zaczyna się układać. Zarówno w świecie, jak i u mnie. Po 4 miesiącach trudnych rozmyślań, na nowo zaczynam żyć. Może nie jest to maksymalna forma radości i szczęścia, ale uczę się tego na nowo. Trudno jest zaczynać wszystko od początku, ale trzeba się starać. W końcu chodzi o nas samych. Dlatego też nadzieja, że może być lepiej...baa... musi być lepiej, jest czymś, co motywuje do działania. 
Weekend zapowiada się bardzo przyjemnie, bo i temperatury powietrza będą bardzo wysoko uniesione na słupku. Trzeba z tego korzystać i czekać ciepłych wakacji! 

wtorek, 30 marca 2010

Warto żyć...

Na samym wstępie zaznaczę, że samotnośc, jaką miałam jest niczym, w porównaniu, jak chwilami się czuję teraz. Pewna osoba odeszla, nie chciała żyć dalej ze mna. Inne osoby sie nagle pojawiły, co dodatkowo umocniło mnie w przekonaniu, że w życiu spotykamy wielu cudownych, kochanych ludzi, dla których warto być sobą. Dla których ja, jako osoba dziwna, zwykła, skomplikowana, jestem tą samą i ważną osobą. To teraz takie ważne...
Jestem właśnie po obejrzeniu filmu "65 czerwonych róż" o dziewczynie która choruje na mukowiscydozę. Cudny film o walce, miłości, wierze, że da się przeżyć, pomimo ciężkiej choroby. Dający nadzieję, pozwalający walczyć o każdy dzień. Dający siłę. Zarówno film, jak i blog Evy Markvoord, znanej jako właśnie 65_redroses, pozwala zobaczyć, jak wielką i cudowną osobą jest autorka. Ile nadziei i miłości przesyłała innym. Ile usmiechu wysyłała tym, którzy walczyli podobnie jak Ona z chorobą. Ewa miała operację- przeszczep płuc. Zmagała się z chorobą w sumie całe życie, gdyż jest to choroba genetyczna, nieuleczalna, póki co. Zmagała, ponieważ na jej blogu pojawiła się informacja, że 27 marca 2010 r. o godzinie 9:30, Eva zmarła...

Myślę, że pomimo finału choroby, pomimo cierpienia, pokazała, że tak naprawde trzeba cieszyć się każdym momentem. Każda chwila jest ważna, dlatego trzeba umieć ją wykorzystać. Trzeba czerpać radość z tego, że się żyje, że się jest. Że mamy z czego się śmiać, płakać, na kogo złościć. To przecież ludzkie odruchy...to w końcu emcoje... Dzięki temu filmowi, pojęłam, że życie nie kończy się wraz z ciężkim momentem, z ciężką sytuacją. Potrzebujemy tych złych bodźców, tylko po to, aby zrozumieć, że to właśnie one dają nam nadzieję na lepsze jutro. Bo lepszy czas nadejdzie, musimy tylko wierzyć, że tak właśnie się stanie. I nawet, jeśli w tym momencie czujemy się źle, pamiętajmy, że to jedynie chwilowy ból.. Pamiętajmy, że jutro nadejdzie.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Samotność w taki dzień, jest jak brak słońca w duszy…. Jest niczym przyjemnym..

      Dzisiejszy dzień można nazwać „Dzień pod gromowym niebem”. I nie chodzi o to, że nic się nie udaje. Ten dzień jest zmarnowany, pod chyba każdym z możliwych względów. A wszystko zaczęło się wczoraj, z niewiadomo jakiego powodu. A może z każdego możliwego powodu. Duszę wypełniło rozzłoszczenie, odrętwienie, drżenie i wszystko co niezbyt przyjemne. Ni stąd ni zowąd, przyszło i sobie nie poszło. Dlatego też dzisiejszy dzień nie mógł być inny, niż był. Pobudka, jak zawsze bywa smutna i przykra, ale żeby aż tak?! No nic, liczyłam na to, że może wraz z każdą minutą, coś się we mnie zmieni… jednak tak się nie stało. Tramwaj, mimo, że przyjechał wyjątkowo punktualnie, to nie wywołał we mnie euforii. Przesiadka, równie na czas. W miejscu, gdzie całymi dniami przebywam wylądowałam wcześnie. Wszystko na czas a nawet na chwilę przed. Ale nie było w tym radości. W głowie pustka,  w sumie to tylko to. Na twarzy pojawiał się uśmiech..na chwilę, lecz to, co w głębi nie pozwalało mu na dłuższy byt. Po określonym czasie nastąpił powrót do domu. Znowu pierwszy pojazd na czas, mały trucht dla zdrowotności. Kolejna przesiadka i jakby los chciał mnie rozweselić, nie czekałam, a przyjechało na czas. Jednak… to i tak niewiele jak dla mnie na dziś. Za mało… Chciwość? Nie to raczej pustka. Nie mam czym jej wypełnić. Smutno. Ale chyba każdy tak miewa…
  

środa, 13 stycznia 2010

Pierwszy..ale nie ostatni....

       Mój pierwszy wpis, to tak jakby początek dla mnie czegoś nowego. Początek mnie samej. Nie sądzę, by ktokolwiek przeczytał to, co właśnie piszę, jednakże to tak jakby autoterapia… Aczkolwiek nie do końca podchodzę do tego w taki sposób. 

       Moja pustelnia, to miejsce, gdzie moje myśli wędrują kiedy czuję się samotna, obca, niepasująca do otaczającej mnie rzeczywistości. I nie sądzę, bym była jedyną osobą na ziemi, która właśnie się tak czuje, jednakże ja postanowiłam co nieco, chociażby dla siebie samej tu zapisać. 

      Dzisiejsza pustelnia, nie jest do końca taka pusta. Czuję się jak na tę zimową porę roku wyjątkowo dobrze. Przeszłam ostatnio małe choróbsko, może właśnie to kwestia gorączki pomogła mi na tyle się zregenerować, że teraz humor mam niczego sobie. I moje obcowanie z innymi jest też całkiem, całkiem. Jednak pewnie nie raz, da mi ono „się we znaki” (blech..nie lubię tego sformułowania, nie wiem po co je użyłam..pasowało.. ) i będę nieznośna, burzowa, deszczowa nawet. Ale nie ma co gdybać.

       Jest 22:15 i mimo zmęczenia całodniowego, jestem tu. Dzień minął nawet radośnie. Do pracy mam jakieś 45 minut różnymi..dwoma środkami lokomocji, dlatego mam czas na obserwację. To niesamowite, jak ze względu na porę dnia, ludzie się zachowują. Wspólnym może jedynie pozostać ludzka twarz… smutna, posępna, zniechęcona życiem. Myślę, że każdy siedzi w swojej ‘pustelni’ i nie chce wyciągać nosa na wierzch. Ja też tak miewam… właśnie - miewam!! 

    Każdy może robić ze swoją pustelnią co chce. Mam jednak nadzieję, że moja, podobnie jak dzisiaj, nie będzie otoczona jedynie ciemnymi barwami, a każdego dnia uda mi się dojrzeć chociażby promyk słońca, nadziei na lepsze jutro.