To był fajny wolny czas. Troszkę przeplatany. Mimo tego, że nie wyjeżdżałam, odpoczęłam na prawdę solidnie. Nadrobiłam zaległość książkową (o tym może później), napisałam pracę zaliczeniową, nadrobiłam też zaległości filmowe. Fajny czas.
Przede mną wiele stresów, zatem takie ładowanie akumulatorów, to wspaniała rzecz...
Tymczasem...
***
Od jakiegoś czasu w sieci pojawiła się informacja o treningu Tabata. Ogólnie, to nie wspominałam, ale już od pół roku walczę ze sobą. Treningi, systematyczność, bieganie, nabranie kondycji. Ćwiczenia może nie siłowe, ale i treningi z Ewą Chodakowską, tak ostatnio modne, są ze mną od roku bodajże. Ćwiczyłam niesystematycznie, ale jednak. Zawsze to jakiś ruch.
Ale wracając do treningu Tabata. Trwa 4 minuty. Tylko albo AŻ! Wygląda tak: 8 rund po 20 sekund, z przerwami po 10 sekund każda. Niby prościzna... a tak potrafi wypocić, że aż miło!
Poszperałam w sieci i znalazłam fajny podkład muzyczny:
Muzyka Tabata Przy niej łatwiej ćwiczyć.
4 minuty w ciągu dnia, a mięśnie czuje się przez jeszcze kilka kolejnych. Trening interwałowy, czyli szybkie ćwiczenie, odpoczynek. Pamiętać należy, że w ciągu tych 20 sekund trzeba dać z siebie WSZYSTKO!!!
Polecam. Sama jestem ciekawa rezultatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz