Chyba się lekko cofnęłam. Nie wiem, może mózg przestaje
pracować. Ale nawet napisanie jednego posta, graniczy z cudem. Pomysłów w
głowie wiele, a jak przychodzi co do czego, to jest problem. Czytam dużo, więc
to nie brak kontaktu ze słowem pisanym. Nie wiem co jest. Zamóżdżenie. Chęci są
a jakoś nie chcą się wydostać z głowy.
Na co dzień trzyma mnie troszkę spraw przyziemnych. Może to
to. I troszkę ciężkie perspektywy. Depresja? To tak popularne słowo, że aż mam
odruch wymiotny. A przecież nie ma się z czego cieszyć. Ale modnym ostatnio się
stało stwierdzenie: mam depresję. Żałosne.
I nie to, że tutaj
marudzę. Nie po to piszę. Troszkę denerwujące jest właśnie
to, że tak zwyczajnie się traktuje tę chorobę. Tak jak kiedyś modne były „samobójstwa”, które powodowały
fale targnięć się na swoje życie. Nie rozumiem takiej mody. Ciuchy, kosmetyki
ok. Ale stan psychiczny to już poważniejsza sprawa. I w mediach i między
znajomymi powinno się takie tematy poruszać z lekką dozą na pewno nie zachwytu,
a jednak współczucia. Nie powinniśmy nic nie mówić, ale z rozwagą. Poznajmy
temat
teoretycznie, a później się wypowiadajmy. To tyle.
Depresyjne? Mam nadzieję, że nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz